JEDZIESZ NA WAKACJE? ZOBACZ BEZPŁATNIE JAK ROBIĆ LEPSZE ZDJĘCIA!

Jeśli też chcesz robić takie zdjęcia jak ja, mam dla Ciebie wspaniałą wiadomość! Przygotowałam dla Ciebie 80 minutową, bezpłatną lekcję fotografii w której zdradzam Ci moje fotograficzne sekrety. Kliknij poniżej i uzyskaj dostęp do lekcji.

Jungle Trekking day 2

W raz ze wschodem słońca obudził mnie piejący kogut. Sama nie wiem skąd on się tam wziął. Popatrzyłam na zegarek 6:30. Myślę sobie, no to dzięki, a mogłam sobie pospać co najmniej do 9:00. Odwróciłam się na drugi bok, ale nie udało mi się już zasnąć, bo kogut nie miał zamiaru przestać piać. Wypełzłam z łóżka po cichutku i poszłam do rozlatującej się toalety. Później posiedziałam chwilkę nad brzegiem rzeki i wróciłam do naszego domku. Wszyscy spali w najlepsze. Zastanawiałam się co by tu zrobić, żeby zabić czas. Okazało się, że raczej nie za wiele. Internetu nie ma, laptopa zresztą też, komórka została w hotelu, więc nawet pograć sobie nie mogłam. Pomyślałam, że chociaż pooglądam zdjęcia na aparacie, ale szybko okazało się, że karta ze zdjęciami jest w Marcela spodenkach, a nie chciałam go budzić, więc zostało mi nic nie robienie i cierpliwe czekanie aż wszyscy się obudzą. Dwie godziny spędzone w jungli na bezczynności strasznie się dłużyły. Miałam wrażenie, że trwały całą wieczność. Nie jestem przyzwyczajona do tego. W końcu dochodziła 9:00 i przyszedł Taj, żeby nas obudzić. Poszłam do rzeki zrobić poranną toaletę. Jak wróciłam zobaczyłam, że wszyscy jacyś tacy mało wyraźni. Okazało się, że nie tylko ja miałam ciężką noc. Jedna z dziewczyn tak samo jak ja nie mogła zasnąć, ciągle wydawało jej się, że coś po niej łazi. Druga musiała iść w nocy do toalety z czym miała ogromny problem, po długiej walce udało się jej pokonać strach, ja przypuszczam, że bez Marcela w środku nocy za nic w świecie bym tam nie poszła, ktoś inny budził się co godzinę. No tak, zdecydowanie nie jesteśmy przystosowani do życia z jungli.

NL

Rond 07:00 uur ben ik wakker. Het is al licht en één voor één wordt iedereen wakker. Het is meteen alweer gezellig en als we naar buiten lopen zien we dat er een ketel met thee en een ketel voor koffie klaarstaat. Stilzwijgend genieten van de koffie en na een paar sterke bakken zijn de ogen weer volledig open. We krijgen een ontbijt met geroosterd brood met een ei en er is zoete jam. De boter moeten we smeren met een eigengemaakt houten lepeltje, het blijft behelpen in de jungle.

Tajowie przygotowali dla nas herbatkę i śniadanko. Tosty z jajkami na twardo, dżemem i owocami. Posileni zaczęliśmy zbierać manatki. Jeden z Anglików odkrył, że w jego bluzie, która wisiała obok naszego materaca została wygryziona wielka dziura. W kieszeni zostawił otwartego batona, oczywiście, po wizycie osobnika, który zrobił dziurę, po batonie został tylko papierek 🙂 Aż boje się pomyśleć co to było, mysz czy szczur….brrr…i to jeszcze w dodatku koło mojego materaca…dobrze, że to nasza ostatnia noc, bo drugiej już bym tam na pewno nie przeżyła. A czwórka z naszych towarzyszy miała trekking 3 dniowy i przed sobą jeszcze jedną noc w jungli 🙂 nie zazdrościłam 🙂

NL

Na het ontbijt is het tijd om het kamp te verlaten. We pakken onze spullen in en laten het bed achter zoals we het vonden, klam en beslapen. We nemen nog 2 liter water mee en lopen het bos weer in. We starten met dezelfde groep als gisteren maar zullen straks splitsen in 2 groepen. Wij gaan een wandeling maken en na een bamboorafting terug gaan naar Chiang Mai, de andere groep zal nog een nacht blijven en daarna met de vlotten varen. Het is droog en niet te warm, er zit echter wel veel regen in de lucht.

Ruszyliśmy razem w stronę wodospadu, przy którym z częścią współtowarzyszy musieliśmy się niestety pożegnać. Oni szli dalej z jednym przewodnikiem, a my z drugim w drogę powrotną. Szliśmy razem z Niemkami. Fajnie nam się rozmawiało. Przesympatyczne dziewczyny. Bardzo pogodne i życzliwe. Od jednej z nich ciągle miałam na sobie sweter, bo jakoś dalej zimno mi było. Słońce schowało się za chmurami i nie chciało wyjść. Tym razem szliśmy cały czas w dół i już sama nie wiem, czy lepiej z górki czy lepiej pod górkę.Tak źle i tak nie dobrze, ale co tam i tak jest o niebo lepiej niż wczoraj 🙂 Przynajmniej głowa mi nie pęka 🙂

NL

Met de hele groep steken we een riviertje over en lopen via een bergpas langs het water. Aan de overkant in de vallei zien en horen we olifanten, er is hier een kamp. We komen aan bij een nieuwe waterval, we hebben hier een korte pauze. We maken hier een groepsfoto en rusten even uit. Na de korte pauze lopen we verder door een verlaten dorpje en komen we aan op de plek waar de groep zich splitst. Wij zullen met de 2 Duitse vriendinnen verder gaan en de 4 anderen blijven nog een nacht en dag in het bos. Het voelt vervelend om afscheid te moeten nemen en na knuffels en gelukwensen zwaaien we elkaar uit. We komen ze daarna nog één keer tegen, we zien ze vanuit een hoger gelegen bergpas.

Po drodze docieramy do wioski zamieszkałej przez plemię Karen. Kilka drewnianych domków, biegające psy dookoła, pasące się krowy, brodzące w błocie dzikie świnie, kury i pewno jeszcze kilka innych zwierząt. Widok straszny, szczególnie kobiet, które miały czarne zęby, i dziwnie czerwone usta, jak się później okazało od jagód, którymi się żywią. Dziwnie się tam czułam, jakby trochę nadużywając ich prywatności, pomyślałam, że może wcale sobie nie życzą, żeby obcy ludzie łazili im po podwórku. Ale później zobaczyłam, że sprzedają tam ręcznie robione kaszmirowe chusty, więc zrozumiałam, że nie przez przypadek tutaj trafiliśmy, i że nie jesteśmy dla nich żadną niespodzianką. Po wyjściu z wioski, każdy z nas miał mieszane uczucia i tak sobie idąc dyskutowaliśmy, dlaczego ci ludzie decydują się na takie życie.

NL

Met de 2 Duitse meiden hebben we inmiddels een echte band. We keuvelen het hele stuk en spreken af om elkaar na deze trip in de jungle nogmaals te treffen in Chiang Mai. Het is vreselijk gezellig maar we hebben een vreemde gids mee. We lopen omhoog en komen aan bij een tribe. We worden opgewacht door een blaffende hond en een grazend varken. De meiden vinden het maar eng en ik moet voorgaan. Ik loop door en de hond besteed er geen aandacht meer aan. Ze heeft 2 pups, vandaar dat blaffen. We lopen verder en we zien mensen. De vrouwen hebben een rode kleurstof in en rond hun mond, tanden zitten er bijna niet meer in. De kleurstof is afkomstig van bessen die ze hier eten, het lijkt wel alsof we in een vampierkamp terecht zijn gekomen. We lopen verder door het kamp en na een laatste heuvel lopen we een dal in. Het ziet er meer gecultiveerd uit en we verlaten hier zo ongeveer de jungle. We lopen op een verharde weg en we worden ingehaald door een jeep met toeristen. De jeep stopt en iemand gilt mijn naam. Handen steken uit de jeep, het zijn mensen die we tijden onze treinreis ontmoetten. Toeval bestaat niet, het moet gewoon zo zijn.

Kiedy to w dalszym ciągu szliśmy w dół, zaczął padać wywołany wczorajszym tańcem słoni deszcz. Na szczęście nie jakoś mocno. Po ok godzinie dotarliśmy do asfaltowej drogi i schowaliśmy się pod dachem, gdyż zaczęło coraz mocniej padać. Nasz przewodnik stwierdził, że idzie nam skombinować jakiś samochód i poszedł gdzieś. Nie było go tak długo, że już zwątpiliśmy czy w ogóle wróci. Na szczęście pojawił się z samochodem, uwaga z otwartym dachem, a lało jak z cebra. I to nie był zdecydowanie cieplutki, tropikalny deszcz. To była zimna, górska ulewa. Wsiedliśmy na samochód i chowając się za jego przednią częścią zjechaliśmy do miejsca naszego lunchu. Stamtąd teoretycznie miał się odbyć nasz rafting, ale w związku z tym, że ciągle mocno padało, a sami byliśmy zmarznięci i przemoczeni do szpiku kości, rafting był ostatnią rzeczą na którą mieliśmy ochotę, dlatego zgodnie zrezygnowaliśmy z niego. Zjedliśmy lunch i zjechaliśmy do miejsca w którym kończył się rafting, skąd musieliśmy zabrać grupkę 5 osób. Widząc trzęsących się z zimna śmiałków, nie mieliśmy wątpliwości o słuszności dokonanego przez nas wyboru 🙂 Kiedy czekaliśmy na nich aż się ubiorą i osuszą spotkaliśmy naszych dwóch towarzyszy z Niemiec z którymi zwiedzaliśmy Ayutthaye. Zaskakujące jaki ten świat jest mały!

NL

We zijn nu aan het einde van de wandeltocht en zullen richting de opstapplaats van onze bamboo-rafting gaan. Daar zullen we eerst eten, we kunnen wel wat energie gebruiken na de flinke wandeling. Onze gids zegt ons te wachten in een houten bushok terwijl hij per motorfiets vervoer zal regelen. Het begint inmiddels stevig te regenen en we twijfelen over de bamboo vlotten tocht. We wachten wel een half uur en als de gids per motor terugkomt moeten we nog eens 20 minuten wachten. Inmiddels regent het emmers water en als ons vervoer aankomt zien we tot onze teleurstelling een auto met open laadbak komen. We moeten toch naar het dorp dus we stappen in. Zitten kunnen we niet, we moeten gehurkt in de bak de rit volbrengen. De meiden hebben het koud en zijn doorweekt, ze proberen wat te schuilen achter de cabine. De regen striemt in mijn gezicht maar naarmate we lager komen wordt het iets warmer. De regen neemt iets af maar blijft een flinke bui. We komen aan op de plek waar we op de heenweg ook de lunch hebben genuttigd. We hebben honger en vallen aan. Het is een weinig spannende niet al te hete maaltijd maar ik vind het prima. Er wordt ons gevraagd of we willen raften maar we slaan het aanbod af. We zijn moe, koud en nat, we willen terug naar ons hotel. We stappen in een jeep en rijden naar de plek waar een groep voor ons wel de rafting heeft gedaan, we zullen op het eindpunt moeten wachten tot ze klaar zijn. Ik ga naar de kant en kijk hoe de rafters binnenvaren. Iedereen is totaal doorweekt maar zo te zien hebben ze veel plezier. Ik vind het niet erg dat we dit geskipt hebben, we zijn al nat genoeg. Ineens herken ik op een vlot één van onze Duitse vrienden die we in Ayuttya ontmoetten. Ongelofelijk, dat is de zoveelste keer dat we bekenden tegenkomen. Hij loopt de kant op en handen worden geschud. We praten bij en nemen ook weer afscheid.

Po dotarciu do hotelu, wzięliśmy gorący prysznic i od razu wskoczyliśmy do wygodnego łóżka dziękując buddzie, że nie musimy spędzać więcej nocy w Jungli 🙂 Oczywiście, przygoda była niesamowita, jesteśmy ogromnie zadowoleni z trekkingu i wszystkim z całego serca polecamy!

Wieczorem umówiliśmy się z naszymi Niemkami ( Marit i Stefi) na kolację w mieście. Zrobiliśmy więc szybką selekcję zdjęć i pojechaliśmy w umówione miejsce. Zjedliśmy razem pyszne curry, powspominaliśmy wczorajszy dzień, pooglądaliśmy fotki i wróciliśmy do hotelu. Zasnęłam chyba w trzy sekundy, doceniając jak nigdy czystą i miękką poduszkę!

NL

We rijden terug naar Chiang Mai en zetten eerst de Duitse meiden af bij hun guest house. We spreken af om ‘s avonds goed te gaan eten en de fotos te bekijken. We komen aan bij ons hotel, we horen de douche al roepen. We zijn vies van top tot teen, hoogste tijd voor een fris bad! Tegen 20:00 uur treffen we de meiden op de afsproken plek en genieten we wederom van heerlijk eten. We zijn moe en blijven niet lang nazitten. Het is fris en tijd om te gaan slapen. Ons geld is bijna op, we kopen nog een flesje water. Terug in ons hotel bekijken we het weerbericht voor morgen we we besluiten om morgen een kookles te volgen. De Duiste meiden laten ons via facebook toevallig weten dat ook zij dit plan hebben en spreken af het samen te gaan doen. Morgen “The best thai cooking trip”

blog o tajlandii, blog podróżniczy, chiang mai, ciekawe miejsca tajlandia, co robic w tajlandii, co zobaczyc w tajlandii, jungle trekking, najpiekniejsze miejsca w tajlandii, tajlandia co zobaczyc, tajlandia plaze, thailand

Komentarze (23)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

do góry

ZDJĘCIA NA BLOGU SĄ MOJEGO AUTORSTWA I ZGODNIE Z PRAWEM AUTORSKIM , BEZ MOJEJ ZGODY NIE MOGĄ BYĆ NIGDZIE WYKORZYSTANE! JEŚLI CHCESZ UŻYĆ MOICH ZDJĘĆ SKONTAKTUJ SIĘ ZE MNĄ : addictedtopassion@gmail.com