JEDZIESZ NA WAKACJE? ZOBACZ BEZPŁATNIE JAK ROBIĆ LEPSZE ZDJĘCIA!

Jeśli też chcesz robić takie zdjęcia jak ja, mam dla Ciebie wspaniałą wiadomość! Przygotowałam dla Ciebie 80 minutową, bezpłatną lekcję fotografii w której zdradzam Ci moje fotograficzne sekrety. Kliknij poniżej i uzyskaj dostęp do lekcji.

Safari – Serengeti Park – Tanzania

Kolejny dzień safari rozpoczęliśmy bardzo wcześnie. Pobudka o uwaga 4:30! Później szybkie śniadanie, żeby wraz ze wschodem słońca wyruszyć na obserwacje budzącej się ze snu dzikiej zwierzyny. Wschód słońca, nie podbił jednak mojego serca, bo słonko wschodziło gdzieś zza góry i właściwie żadnych spektakularnych widoków nie było. Do tego zwierząt jak na lekarstwo, chyba jeszcze wszystkie spały. Albo to ja zaspana byłam i ich nie widziałam. Taka opcja też mogła być 🙂 Do tego zimno było jak diabli. Aż zaczęłam trochę żałować, że nie pospaliśmy trochę dłużej…Dopiero jak już całkiem słonko wyszło to pojawiły się pierwsze żyrafy na horyzoncie, później całe stado bawołów i gnu.

Niemniej jednak ja miałam ochotę zobaczyć w końcu jakieś nowe zwierzątka, no bo ileż można w kółko oglądać słonie, żyrafy i bawoły. Mówię zatem do Armaniego, że dziś to chcemy zobaczyć polujące gepardy, hipcie wygrzewające się w słońcu, krokodyle i lamparty 🙂 Oczywiście śmiejąc się powiedział, że moja prośba to rozkaz i już jedziemy 🙂 Nie wiem czy już wspominałam, ale kierowcy jeepów posługują się cały czas sibi radiem i jak tylko w rejonach, w których się znajdujemy dzieje się coś ciekawego to od razu podają w radiu, co gdzie i jak i wszystkie jeepy z okolicy zjeżdżają się w dane miejsce. Niespełna kilkanaście minut później Armani mówi, że być może za chwilę spełni się jedno z moich życzeń 🙂 No proszę, jedziemy sobie, a tutaj w bagienku wygrzewają się hipcie 🙂 Szczerze mówiąc to z daleka nie wiadomo, czy to hipcie, czy jakieś głazy, ale po dokładnemu przyjrzeniu się widać ich wybałuszone oczyska 🙂 Te paróweczki siedzą sobie cały dzień w wodzie, a raczej w bagienku, bo wody to raczej nie przypomina, a dopiero o zmroku wyczłapują w poszukiwaniu jedzonka. Nie wiem czy wiecie, ale te ociężałe, grubiutkie baryłeczki, są jednymi z najbardziej niebezpiecznych i agresywnych ssaków.

Po obejrzeniu paróweczek, napotkaliśmy całkiem spore stado moich dobrych przyjaciółek zeberek 🙂 Nadal są moimi ulubionymi modelkami 🙂 Pozują zawsze wdzięcznie i z gracją 🙂 Zatrzymaliśmy się przy nich nieco dłużej. Było ich całe mnóstwo. Biegały tam i z powrotem. Wydawały się wręcz jakieś takie niespokojne. Płochliwe…Trudno było za nimi nadążyć z aparatem. Na chwilę przystawały, po czym wydawały dziwne dźwieki, ucikały, po czym wracały znowu. No nic, dziwne te zwierzaki.

Po tym jak Armani pogadał ze swoimi kolegami przez sibi jedziemy dalej…dość szybko, chyba coś się dzieje…pytamy Armaniego….uśmiecha się tajemniczo i mówi, że jedzie spełnić kolejne moje życzenie 🙂 No to już się nie możemy doczekać. Obstawialiśmy, że albo będzie to krokodyl, albo jakaś grupka gepardów 🙂 A tu niespodzianka 🙂 Na drzewie, tuż przy drodze wygrzewał się w słońcu piękny, przystojny lampart 🙂 Mrauuuu 🙂

Długo żeśmy się nie nacieszyli widokiem lamparta, bo Armani dostał znowu jakiś cynk. Jedziemy, tym razem tak szybko, że w obawie przed wywianiem mnie z samochodu i pożarciu przez lwy,  usiadłam sobie. Pomimo naszej diabelskiej ciekawości nic nie możemy od Armaniego wydusić. Milczy jak zaklęty. Poznajemy, że wróciliśmy znowu w miejsce, w którym spotkaliśmy wcześniej stado zebr. Mam wrażenie, że jest ich jeszcze więcej. Przy tym wydaje się, że robią jeszcze większy jazgot. Biegają, prychają…hmmm…czyży czuły jakieś zagrożenie?

No to mamy już sprawcę całego zamieszania 🙂 Oto ona! Czająca się w trawie lwica. A właściwie to dwie lwice! I trzy biedne zeberki, które oddaliły się od stada, nie wiedzieć dlaczego. Stoją takie sierotki pośrodku. Zastanawiam się dlaczego one nie uciekają. Dlaczego nie trzymają się stada. Czekamy na rozwój wydarzeń. Aparaty w pogotowiu. Adrenalina się podnosi. Samochodów zjeżdża się coraz więcej. Zebry dalej stoją, a lwice nadal siedzą przyczajone. Widać zaledwie uszy. Czekamy tak chyba z pół godziny, i już szczerze mówiąc tracimy nadzieję na rozwinięcie akcji. Armani mówi, że takie polowanie może równie dobrze potrwać kilka godzin. Zresztą obserwacja polowań na safari, to tak naprawdę dodatkowa usługa. Właśnie głównie ze względu na czas. Wtedy nie jedzie się z myślą zobaczenia jak największej ilości zwierząt tylko konkretnego zdarzenia. On ponoć w całej swojej karierze kierowcy widział takie polowanie tylko 3 razy. Tak więc nasze szanse coraz bardziej malały. Po godzinie bezczynnego siedzenia i gapienia się na uszy lwicy, które raz się pojawiały, raz znikały, demokratycznie stwierdziliśmy, że jedziemy dalej. Szkoda czasu, nie wiadomo czy one w ogóle zaatakują. Może nie są wystarczająco głodne….

Odjechaliśmy dosłownie 200 metrów, kiedy w si-bi radio zrobił się nagle dziwny ruch. Kierowcy zaczęli się nawzajem przekrzykiwać. Oczywiście nic nie rozumieliśmy, ale widząc reakcje Armaniego, i nagłe zwrócenie, wiedzieliśmy już co się dzieje! Szybko! Żebyśmy zdążyli jeszcze coś zobaczyć. Sam atak już pewno przegapiliśmy, cholera, wystarczyło 10 min cierpliwości…no nic, udaje się nam jeszcze zająć dobrą miejscówkę, a oto co widzimy! Uprzedzam, jak ktoś jest wrażliwy na krew, to powinien zakończyć w tym miejscu czytanie.

Zebry zwiewają tylko kurz po nich zostaje…

Dwie lwice dopadły zebrę. Sam atak niestety przegapiliśmy. Ale kilkanaście metrów od nas odbywała się właśnie krwawa i długa walka. Jedna lwica trzymała zebrę na łeb, druga za ogon i tak targały nią na wszystkie strony. Krew się lała, ale zebra była bardzo dzielna i za nic w świecie nie chciała się poddać. Walczyła z dwoma drapieżnikami ponad pół godziny. Jedna z lwic zmęczona walką odpuściła, ale druga nie dała za wygraną. Do tej pory trzymała głowę zebry w pysku, dopóki bidulka nie padła z wycieńczenia na ziemię. Niestety pomimo bardzo zaciętej walki nie udało się jej uciec….Zrobiliśmy całą serię zdjęć, ale żeby oszczędzić wam strasznych widoków zamieszczam tylko kilka.

Ehhh…ciężko było ochłonąć po takich widokach. Z jednej strony byliśmy podekscytowani, że w ogóle było nam dane zobaczyć na własne oczy polowanie. A z drugiej strony, żal nam strasznie było tej zeberki. No ale cóż takie są prawa natury…

Chwilę później czekała na nas kolejna niespodzianka…krokodyl…

Oczywiście w tym dniu zobaczyliśmy jeszcze całe stada słoni, żyraf, antylop, nawet pięknego pana lwa…ale nic już było w stanie dorównać emocjom polowania. Zdecydowanie i jednogłośnie uznaliśmy ten dzień za najlepszy z najlepszych 🙂

I już tradycyjnie, na pożegnanie dnia kilka fotek z zachodu słońca 🙂

blog podróżniczy, Park Seregeti, relacja z podrozy Tanzania, Relacja z podrozy Zanzibar, relacja z safari tanzania, Safari, wakacje tanzania, wakacje zanzibar

Komentarze (31)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

do góry

ZDJĘCIA NA BLOGU SĄ MOJEGO AUTORSTWA I ZGODNIE Z PRAWEM AUTORSKIM , BEZ MOJEJ ZGODY NIE MOGĄ BYĆ NIGDZIE WYKORZYSTANE! JEŚLI CHCESZ UŻYĆ MOICH ZDJĘĆ SKONTAKTUJ SIĘ ZE MNĄ : addictedtopassion@gmail.com