JEDZIESZ NA WAKACJE? ZOBACZ BEZPŁATNIE JAK ROBIĆ LEPSZE ZDJĘCIA!

Jeśli też chcesz robić takie zdjęcia jak ja, mam dla Ciebie wspaniałą wiadomość! Przygotowałam dla Ciebie 80 minutową, bezpłatną lekcję fotografii w której zdradzam Ci moje fotograficzne sekrety. Kliknij poniżej i uzyskaj dostęp do lekcji.

Saona – Dominikana

Jeszcze przed wyjazdem na Dominikanę wiedziałam, że Saonę musimy zobaczyć na pewno. Wycieczkę kupiliśmy w hotelu. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, ze takie sprawy załatwia się u chłopaków na plaży 🙂 Przepłaciliśmy oczywiście słono. Już nawet nie pamiętam ile płaciliśmy, ale chyba coś kolo 100$ od osoby. Problem był tylko jeden bo Marcello nie mógł wchodzić do wody, żeby nie zamoczyć nogi. Kiedy poszliśmy się dowiedzieć jak to wszystko będzie wyglądać okazało się że żeby wejść na katamaran czy na szybka łódź, trzeba wejść do wody. Hehhh…wymyśliliśmy wiec ze owiniemy mu nogę jakąś folia i powinno być dobrze 🙂 Na recepcji dostaliśmy worki foliowe, taśmę i byliśmy gotowi na podbój Saony 🙂 Bladym świtem, chyba coś koło 7:00 albo nawet wcześniej zgarnął nas busik z przed hotelu. Droga do portu dłużyła mi się przeokropnie. Autobusem jechaliśmy chyba ze 2h albo nawet i dłużej. Miałam wrażenie, że po drodze objechaliśmy wszystkie hotele na Dominikanie. Nasz hotel był na nieszczęście jako jeden z pierwszych. No ale nic jakoś dotarliśmy do miejsca w którym czekała na nas szybka łódź. Zanim nas do niej wpuścili trochę zamieszania z tym było. Czekaliśmy w sumie nie wiem na co. No ale wreszcie idziemy. Woda wysoka, już mam stresa i nie wiem jak Marcela do tej łódki wpakujemy. On sam też przerażony. Ale dwóch Mufinków długo się nie zastanawiało jak to zrobić, wzięli go i wnieśli na tę łódź 🙂 kosmicznie to wyglądało, ale siedzimy więc jest dobrze 🙂

Motorówka ruszyła, płyniemy 🙂 trochę chlapie z każdej strony ale co tam…ważne że płyniemy i już nie długo będziemy na tej rajskiej wyspie.

Chyba za wcześnie zaczęłam się cieszyć. W pewnym momencie zaczęliśmy zwalniać…okazało się, że motor padł …Nie mogliśmy płynąć dalej…ehhh…zaczęła się akacja…co teraz Help?

Musieliśmy czekać na jakieś przejeżdżające obok łódki, żeby nas zabrały. Oczywiście, to nie było takie hop siup, bo mogliśmy się dosiadać tylko po kilka osób, i to do łódek który nie były pełne…tak więc troszkę sobie poczekaliśmy…a za nami kłębią się chmury i wygląda jakby zaraz miało lunąć…

Na szczęście udało nam się w końcu przesiąść do innej łodzi…hurra Dance 4płyniemy dalej, może jednak jest nam dane zobaczyć te Saone 🙂  Po drodze zatrzymujemy się jeszcze na snurkowanie…chmury dalej krążą nad nami…ale nie jest najgorzej…:)

Sesja z rozgwiazdą obowiązkowa 🙂

Chyba zbliżamy się powoli do wyspy 🙂  jeszcze kilka portretów mew 🙂

Do dziś się zastanawiam czy one były niebieskie, czy to odbicie lazurowej wody:)

No i w końcu jest! Wyśniona, wymarzona…Saona!!!!

Jak widać nawet słono wyszły i niebieskie niebo się pokazało…ale niestety tylko na chwilkę…zdążyłam dosłownie kilka fotek zrobić…zostawiłam biednego Marcela na leżaczku, zaopatrzyłam w zimne napoje, i pobiegłam dalej focic…

Słonko dosłownie za kilka minut zaszło…i przestałam focić, bo Saona bez słonka, to już nie ta sama Saona…Skąpana w słońcu prezentuje się zdecydowanie najpiękniej 🙂

Zdecydowanie warto było tam pojechać. Choć nie ukrywam, że zrobienie fotki bez ludzi, ręczników czy majtek na drzewie graniczy niemal z cudem…trochę to było wkurzające, no ale w sumie każdy chce ten piękny kawałek na ziemi zobaczyć, wiec nie ma się czemu dziwić. Na wyspie byliśmy możne z 2-3h nie dłużej. Lunchyk był bardzo pyszny. Wracaliśmy katamaranem. Na szczęście slonko znowu wyszło wiec było przyjemnie…tzn prawie…bo trafiła się nam grupka Rosjan którzy skutecznie uprzykrzali wszystkim podróż. Trzech panów mocno  przy tuszy, obwieszonych złotymi łańcuchami z trzema laskami, wyjętymi niczym z PlayBoya…aż przykro było na to patrzeć…ich zachowanie było ciężkie do zniesienia. Pijani byli w 3 du*y. Obściskiwali te biedne dziewczyny. Zrobili chyba z tysiąc zdjęć w pozie na Tytanica…z ledwością udało mi się zrobić kilka fotek, jak już dobijaliśmy do brzegu…ehhhh…

Saona, wakacje dominikana

Komentarze (35)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

do góry

ZDJĘCIA NA BLOGU SĄ MOJEGO AUTORSTWA I ZGODNIE Z PRAWEM AUTORSKIM , BEZ MOJEJ ZGODY NIE MOGĄ BYĆ NIGDZIE WYKORZYSTANE! JEŚLI CHCESZ UŻYĆ MOICH ZDJĘĆ SKONTAKTUJ SIĘ ZE MNĄ : addictedtopassion@gmail.com