JEDZIESZ NA WAKACJE? ZOBACZ BEZPŁATNIE JAK ROBIĆ LEPSZE ZDJĘCIA!

Jeśli też chcesz robić takie zdjęcia jak ja, mam dla Ciebie wspaniałą wiadomość! Przygotowałam dla Ciebie 80 minutową, bezpłatną lekcję fotografii w której zdradzam Ci moje fotograficzne sekrety. Kliknij poniżej i uzyskaj dostęp do lekcji.

Blue Grotto – Dingli Cliffs – Mdina – Marsaxlokk

 

Dzień drugi na Malcie rozpoczynamy od śniadanka 🙂 w tym celu łapiemy windę, na którą wyjątkowo długo czekamy, wyjeżdżamy na 6 piętro i od razu wracamy, bo oczywiście zapomnieliśmy, że to przecież niewłaściwa winda. No to zjeżdżamy na parter, tam przechodzimy pod drugą windę na którą już oczekuje kilku zniecierpliwionych gości. Faktycznie w porze śniadaniowej ciężko się na nią doczekać. Marcel dojrzał u jakiejś pani vouchery na śniadanie i przekonuje mnie, że może powinniśmy pójść do recepcji zapytać, czy też takie potrzebujemy. Wybijam mu to z głowy, bo po pierwsze ucieknie nam winda i znów będziemy na nią czekać pół godziny, a po drugie przecież na pewno na górze mają jakiś komputer i żadnych voucherów nie potrzebujemy.

Nadjechała winda, pakujemy się do niej jak szprotki, każdy na wdechu. Winda zatrzymuje się na każdym piętrze, większość odpuszcza sobie wchodzenie bo i tak nie ma miejsca, ale jeden z gości nie dał za wygraną. Wbił się do windy, stając tym samym oko w oko, brzuch w brzuch z Marcelem. Ufff, nie chcielibyście widzieć jego miny. Udało się jednak dotrzeć do restauracji. W drzwiach przywitał nas pan prosząc o vouchery, których oczywiście nie mamy. Z uśmiechem na twarzy informuje nas, ze bez nich śniadania nie dostaniemy, trzeba pojechać do recepcji, zapłacić za śniadanie wziąć vouchery i można zasiąść wygodnie do śniadania. Czuję w tym momencie jak Marcela wzrok wypala mi dziurę w bluzce…uff, no to jedziemy na dół. Kiedy już załatwiliśmy te vouchery to okazało się, że śniadanie było tak beznadziejne, że szkoda było czasu i 4 euro.

No dobra, tyle wstępu jedziemy w końcu pozwiedzać. Pierwszy punkt programu na dziś to Blue Grotto. Docieramy na miejsce po jakichś 25 minutach. Najpierw zatrzymujemy się na tarasie widokowym, aby podziwiać formacje skalne z góry, a później udajemy się na dół, żeby popływać łódką po wyrzeźbionych w skałach jaskiniach. Leżąca na południowym brzegu Malty Blue Grotto, to jedna z największych atrakcji turystycznych wyspy. Jest to grupa jaskiń wyrzeźbionych przez morze w skalistych brzegach. Dodatkową atrakcją są kolory, którymi mienią się ściany jaskiń oraz wypełniająca je woda. Niestety strasznie ciężko je sfotografować.

Jeśli się zastanawiacie o czym rozprawia ta grupka Maltańczyków, to powiem wam w sekrecie, że byli  wstrząśnięci wynikiem Eurowizji i nie mogli pojąć jak to możliwe, że Konczita Kiełbasa wygrała całe to zamieszanie 🙂

Po wizycie w Blue Grotto udajemy się na Klify Dingli. Mijamy cudowne krajobrazy Malty. Co jakiś czas zatrzymujemy się, żeby uwiecznić je na zdjęciach. Klimatu dodają przepiękne cirrusy, które wyglądają jakby ktoś pomaział niebo pędzlem. Do tego na poboczach kwitły maki, które uwielbiam 🙂 Przy drodze kupiliśmy pudełko przepysznych truskawek i zajadając się nimi rozkoszowaliśmy się widokami. Czy już wam wspominałam, że zakochałam się w Malcie? 🙂

Po ok 20 minutach dotarliśmy do klifów. Co prawda spodziewaliśmy się, że można trochę bliżej do nich podejść, niestety nie było to takie łatwe. Po pierwsze było dość stromo i niebezpiecznie, po drugie nie mieliśmy odpowiedniego obuwia, a po trzecie mieliśmy jeszcze sporo do zobaczenia więc zadowoliliśmy się widokiem z dalsza 🙂 ale i tak warto tam podjechać tym bardziej, że mamy je niemal po drodze jadąc z Blue Grotto do Mdiny, posiedzieć sobie na tej ławeczce, i pogapić na miejsce gdzie morze łączy się z niebem stanowiąc jedność.

Kolejnym naszym celem jest Rabat oraz Mdina. Są to bliźniacze miasta, które sąsiadują ze sobą. Mdina nazywana również “Miastem Ciszy” jest bardzo wyjątkowym miejscem, ale o tym za chwilkę. Do Rabatu dotarliśmy mniej więcej po kilkunastu minutach, zaparkowaliśmy gdzieś w okolicach rynku i poszwendaliśmy się troszkę po okolicy. Trafiliśmy akurat na Dzień Matki, który jest obchodzony na Malcie dokładnie w tym samym dniu co w Holandii, czyli 11 maja. Nie dało się nie zauważyć całego mnóstwa Maltańczyków z bukietami kwiatów, czekoladkami, oraz pękających w szwach restauracji. W powietrzu aż było czuć, magię tego dnia. Zajrzeliśmy do kilku restauracji w poszukiwaniu wolnego stolika na lunch, niestety w kilku usłyszeliśmy, że w związku z Dniem Matki wszystkie stoliki mają zarezerwowane. W końcu udało się nam znaleść wolny stolik w przesympatycznej restauracji, gdzie zjedliśmy pyszną sałatkę z chrupiącą wołowinką. Mniaaam…:)

Po lunchu jedziemy od razu do Mdiny, dawnej stolicy Malty. Odpalamy nawigację i jakież było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że znajdowała się ona tuż za rogiem 🙂 Pierwsze co rzuciło nam się w oczy, to ogromny mur otaczający miasto. Mijając dorożki wchodzimy za bramę miasta i mamy wrażenie jakbyśmy przenieśli się w czasie, gdzieś do starożytności. Malownicze wąskie uliczki, cisza i spokój. Już teraz wiedzieliśmy dlaczego Mdinę nazywano kiedyś, “The City of Silent”. Spacerując zastanawialam się, czy tutaj w ogóle ktoś mieszka, bo poza niewielkimi grupkami turystów nie było nikogo na ulicach. Czasami miałam wrażenie, że czas zatrzymał się tutaj w miejscu, że jesteśmy tutaj zupełnie sami, a jedyne co słychać to echo.

Tak sobie wędrując po tych ciasnych, krętych a zarazem bardzo romantycznych uliczkach Marcel zastanawiał się kto mieszka w tych pięknych bajkowych kamienicach. Obstawiał, że na pewno jacyś bardzo bogaci i wrażliwi na piękno ludzie, a mnie bardziej zżerała ciekawość jak wyglądają ich domy od środka, jaki panuje tutaj styl we wnętrzach, czy jest tak samo antyczny jak te kamienice, czy wręcz przeciwnie bardzo nowoczesny. Zastanawialiśmy się też gdzie się podziali mieszkańcy i dlaczego na ulicach nie widać żadnych bawiących się dzieci. Jedno było pewne byłam tak zauroczona, że mogłabym się tutaj przeprowadzić od zaraz 🙂 Co można robić w Mdinie poza spacerowaniem? Właściwie to sam spacer dostacza nam tylu wrażeń, że nic nam więcej nie trzeba. Dla miłośników historii są muzea, ale my  jestesmy bardziej zwolennikami chłonięcia widoków, aniżeli wiedzy 🙂 Bajecznie kolorowe drzwi i okiennice, lampy, przepiękne kolczatki, misternie malowane tabliczki z nazwami ulic, kwiaty pnące się się po piaskowcach. Co rzuciło nam się też w oczy to ogólny porządek i czystość na ulicach.

Po długich i leniwych spacerkach w Mdinie, wskakujemy do naszego żuczka i jedziemy do wioski rybackiej w Marsaxlokk. Pamiętam, kiedy pierwszy raz zagłębiłam się w temat Malty od razu rzuciły mi się w oczy te piękne kolorowe łodzie rybackie. Od razu widziałam, że to będzie nasz punkt obowiązkowy. Szczerze mówiąc to siedziałam w samochodzie jak na szpilkach i nie mogłam się doczekać, kiedy tam dojedziemy. Podróż trwała ok pół godzinki i oto jesteśmy, w bajecznie kolorowej wiosce. Czy jednak jest tam aż tak bajecznie?

Planując podróż doczytałam gdzieś, że najlepiej udać się tam w niedzielę, bo jest wtedy targ rybny, można posiedzieć w małych restauracyjkach, po delektować się słonkiem, pięknym widokiem na zatokę, a na kolacyjkę zajadać się pysznymi owocami morza. Brzmi wspaniale prawda? 🙂 No to jesteśmy, jest niedziela, jest też targ, tyle, że zwykły z tandetnymi butami i badziewnymi torebkami. Kilka stoisk z rybami, które po całym dniu wyglądają tak sobie, do tego wszędzie walają się śmieci, resztki wypatroszonych ryb na przemian z butelkami dryfują między łodziami. Słońca zachodzi powoli za budynki, w związku z czym siedzenie w przydrożnych restauracyjkach traci na uroku, tym bardziej, że targ rozłożony wzdłuż promenady skutecznie zasłania cały widok na zatokę. Staraliśmy się robić zdjęcia tak, żeby tego całego bajzlu nie było widać, jednak teraz troszkę żałuję, że nie pokazaliśmy tego dobitnie. Na poniższym zdjęciu dryfujące śmieci i wnętrzności ryb.

Jak widać na poniższych zdjęciach, wioska jest faktycznie przeurocza, a kolorowe łodzie są na pewno wspaniałą wizytówką Malty. Jeśli jednak chcecie nacieszyć oczy wspaniałymi widokami wybierzcie się tam w każdy inny dzień niż w niedzielę. My zrezygnowaliśmy nawet z kolacji, bo po pierwsze było dla nas za wcześnie, a nie za specjalnie było tam co robić, żeby zabić 2 godziny czasu. Po drugie słonko już znikało za budynkami i robiło się coraz chłodniej, a po trzecie obiad z widokiem na plac targowy, który właśnie się powoli zwijał jakoś średnio do nas przemawiał.

Wracając z Marsaxlokk, zatrzymaliśmy się jeszcze w pięknym miejscu widokowym Sliemy, gdzie można podziwiać Vallette, z drugiego brzegu. Zdecydowanie uważam to za jeden z najwspanialszych i obowiązkowych punktów widokowych 🙂 Siedzielismy tam chyba z godzinę i gapiliśmy się na Vallettę i granatowe wręcz morze.

Na kolacyjkę udaliśmy do Piccolo Padre, który był jakies 5 min on naszego hotelu. Jeśli macie ochotę na dobrą, ale naprawdę dobrą pizze to polecam to miejsce. My byliśmy dość wcześnie bo około 18:00, więc udało nam się znaleść jeszcze miejsce, ale później w kolejce czekały dziesiątki osób nawet po godzinę w oczekiwani na stolik. Do tego przesympatyczna obsługa i bardzo fajny klimacik. Informacje praktyczne: Przejazd łodziami w Blue Grotto – 8 euro od os. trwa ok 20-25 min Lunch w Rabacie: 2xsałatka+2xsok ze świeżych pomarańczy-25 euro Kolacja w Piccolo Padre: przystawka, 2xpizza, 2xpiwko i 2xświeży sok z pomarańczy – 35 euro

Blue Grotto - Malta, Klify Dingli - Malta, Malta blog, Malta relacja z pozdróży, Malta w 3 dni, Marsaxlokk - Malta, Mdina - Malta

Komentarze (62)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

do góry

ZDJĘCIA NA BLOGU SĄ MOJEGO AUTORSTWA I ZGODNIE Z PRAWEM AUTORSKIM , BEZ MOJEJ ZGODY NIE MOGĄ BYĆ NIGDZIE WYKORZYSTANE! JEŚLI CHCESZ UŻYĆ MOICH ZDJĘĆ SKONTAKTUJ SIĘ ZE MNĄ : addictedtopassion@gmail.com