e-book Santorini Poradnik - Plan Podróży

Planujesz swoją podróż na Santorini? Nie masz czasu na czytanie przewodników oraz przeglądanie dziesiątek blogów? Zrobiliśmy to za Ciebie! W tym e-booku znajdziesz nasz plan podróży na 7 dni, oraz mapę wszystkich najlepszych punktów widokowych. Ponieważ na Santorini zrobiliśmy kilka ślubnych sesji zdjęciowych przeszukaliśmy wyspę pod względem najpiękniejszych miejscówek bardzo dokładnie. Wszystkie te miejsca spisaliśmy i zamieściliśmy na mapie. Dodatkowo na mapie zamieściliśmy listę pysznych tawern oraz sprawdzonych przez nas restauracji.

e-book Santorini Poradnik - Plan Podróży

JEDZIESZ NA WAKACJE? ZOBACZ BEZPŁATNIE JAK ROBIĆ LEPSZE ZDJĘCIA!

Jeśli też chcesz robić takie zdjęcia jak ja, mam dla Ciebie wspaniałą wiadomość! Przygotowałam dla Ciebie 80 minutową, bezpłatną lekcję fotografii w której zdradzam Ci moje fotograficzne sekrety. Kliknij poniżej i uzyskaj dostęp do lekcji.

Stintino – Costa Paradiso

Na Sardynie przylatujemy już późnym wieczorem. Po wylądowaniu udajemy się od razu do okienka w którym podpisujemy umowę na wynajęcie samochodu. Korzystamy ze sprawdzonej już wypożyczalni. Dzięki temu, że lecimy tylko z bagażem podręcznym podchodzimy do sympatycznej pani jako pierwsi, za nami od razu ustawia się kilkunastoosobowa kolejka. Podpisanie dokumentów sprawne i bez jakiegokolwiek problemu. Wynajęliśmy Opla Corsę, idealna na 4 osoby, z czterema bagażami podręcznymi. No to możemy ruszać do naszego miejsca noclegowego w okolicach Stintino. Nawigacja bez problemu znajduje wskazany adres, no to jedziemy. Po ok 40 min w zupełnych ciemnościach i przez totalne odludzie, docieramy do rzekomego punktu docelowego. Tylko, że w tym miejscu ani domu, ani innej drogi…nic, szczere pole. Ciemno jak w d… ani żywego ducha, ba nawet żaden samochód nas nie mija. Kręcimy się trochę po okolicy. No nic dzwonimy do naszego BB, odbiera starsza pani, ni w ząb po angielsku, nasz włoski nie lepszy, no nie dogadaliśmy się. Najgorsze było to, że naprawdę nie było kogo zapytać o drogę…ehh…wracamy kilka km, bo pamiętamy, że mijaliśmy niewielkie rondo, a przy nim chyba coś w rodzaju baru. Pani właśnie zamyka kasę, pokazuję jej nazwę BB na szczęście kojarzy i pokazuje nam drogę. Okazało się, że na rondzie źle pojechaliśmy, po kilku minutach byliśmy na miejscu. Ufff, całe szczęście…jesteśmy ocaleni, ale szukanie po ciemku miejscówki noclegowej na Sardynii nie było najlepszym pomysłem. O samym BB napiszę na końcu.

Sympatyczny starszy pan dał nam klucze do pokoi. Zostawiliśmy walizki i wróciliśmy się kilkaset metrów, gdzie była restauracja. Wciągnęliśmy po olbrzymiej pizzy (spokojnie mogła być dla 2 osób) i wróciliśmy do naszego B&B. Nie spałam całą noc. Sama nie wiem czemu. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Zasnęłam jak już się zaczęło robić jasno. Chyba za dużo myśli ganiało mi po głowie 🙂 Pierwszy dzień na Sardynce rozpoczynamy od odwiedzenia Cala Pelosa. Znalazłam ją na pierwszym miejscu długiej listy najpiękniejszych plaż Sardynii. Faktycznie, plaża cudowna i jedyna w swoim rodzaju z charakterystyczna wieżą. Niestety pogoda plażowaniu nie sprzyjała, burza wisiała w powietrzu i choć było cieplutko, to po zrobieniu kilku fotek szybko się zwijaliśmy, bo już zaczęło padać. Do plaży jest dobry dojazd, można zaparkować zaraz wzdłuż plaży. Parking jest płatny i choć nam bez problemu udało znaleźć się miejsce, to przypuszczam, że w sezonie, trzeba się tam mocno nagimnastykować, żeby znaleźć tam jakieś wolne miejsce.

Burza rozpętała się na całego, a niebo przykryło się grubym ciemno szarym płaszczem zasłaniając tym samym słonko. Opuszczamy zatem Stintino i udajemy się w kierunku Porto Tores. Niestety ponieważ nie przestaje padać, jedziemy dalej. Nie lubię deszczu na wakacjach 🙁 od razu wpędza mnie to w zły i smutny nastrój. Tym bardziej, że plan mamy tak ułożony, że nie mamy możliwości odwiedzenia tych miejsc w innym dniu, czy powrotu do nich. No nic, trudno. Mijamy również Castelsardo, pięknie położone miasteczko na wybrzeżu. Padało tak mocno, że nawet na chwilkę nie było jak wyjść z samochodu, a najgorsze było to, że niebo było przykryte grubymi deszczowymi chmurami i sprawiały wrażenie jakby miało padać przez cały tydzień…buuu…Na pocieszenie zatrzymujemy się przy jednym z przydrożnych straganów warzywnych i zaopatrujemy się pyszne owoce, winogrona, śliwki, banany i brzoskwinki takie mięciutkie, soczyste (ostatnio takie jadłam chyba z 20 lat temu). Dochodzi pora lunchu, zatrzymujemy się więc w przydrożnej restauracji na jedzonko. Po wczorajszej uczcie pizzowej szukam w karcie czegoś lekkiego. Rukola, mozarella, pomidory, krewetki jak dla mnie idealne składniki na sałatkę. Reszta załogi podchwyciła temat, też mieli ochotę na sałatkę. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy kelner przychodzi do nas z czterema pizzami. O nie, tylko nie to! Ostatnia rzecz na jaką miałam ochotę to pizza. Ehhh…nie dość, że pada, to jeszcze wychodzą na wierzch nasze umiejętności włoskiego. Wcisnęliśmy te pizze jakoś, płacimy, wychodzimy a tu słońce na całego, błękitne niebo, po deszczu ani śladu. No to mi się podoba 🙂 Zjeżdżamy w takim razie na Costa Paradiso!

Od razu humory wszystkim wracają 🙂 Co to słońce potrafi zdziałać 🙂 Costa Paradiso, to perełka północnej Sardynii. Przepięknie położony kompleks domków z basenami i pięknym widokiem. Zdziwiły nas jedynie pustki. Nie było tam dosłownie nikogo poza nami. Domki wszystkie opuszczone, tzn wygląda na to że sezon całkiem zakończony, a szkoda, bo temperatura po wyjściu słonka niczego sobie i spokojnie można by w wodzie się popluskać. Formacje skalne, bardzo przypadły nam do gustu. Połaziliśmy dość długo po nich. Posiedzieliśmy, pomoczyliśmy nogi, pozwoliliśmy rybkom na poobgryzanie martwego naskórka 🙂 wpałaszowaliśmy wszystkie brzoskwinki i poszliśmy zobaczyć co więcej oferują w tym uroczym miejscu.

Znaleźliśmy parking, i budkę z piciem, i dróżkę, która prowadziła w tajemnicze miejsce. Woda zakupiona, no to idziemy sobie pospacerować, zobaczymy co kryje się za zakrętem. Spacerek w takich okolicznościach przyrody, to sama przyjemność. Słonko świeci, wiaterek wieje, jej jak ja to kocham! Doszliśmy wreszcie do celu. Patrzymy, a tam całkiem przyjemna plaża. Chętnie byśmy sami poplażowali, ale niestety przed nami jeszcze spory kawałek drogi, a słonko coraz niżej.

Wracamy zatem do samochodu i w drogę. Musimy dotrzeć do Palau, skąd promem czeka nas przeprawa na wyspę La Maddalena. Prom na który można zabrać samochód odpływa średnio co pół godziny. Trasa ta jest obsługiwana przez dwie firmy. Okienka w których można zakupić bilety są zlokalizowane po dwóch stronach ulicy. Na ich wysokości stoi pan wspomagający ruch i informujący o czasach odprawy promów a także wręczający ulotki. I tutaj UWAGA! Podeszłam do pierwszego okienka po prawej stronie, mówię panu, że chcę bilet na samochód, podaję markę, ilość osób sztuk cztery, a on mi podaje cenę 85 euro. Ja na niego wielkie oczy, podziękowałam ładnie i idę do drugiego okienka, bo wiem, że znajomi za ten bilet w lipcu (czyli w sezonie) płacili 50 euro. Tam pani po zadaniu tych samych pytań podaje mi cenę 72 euro. No pytam jak to możliwe, że znajomi za te samą trasę kilka tygodni temu płacili mniej. Pani cos tam zaczęła nawijać o mozliwości zakupu z wyprzedzeniem i że wtedy dostaje się jakaś zniżkę. Coś tam poklikała w komputerze i powiedziała, że może nas podciągnąć pod wieczorną taryfę i wtedy nas wyjdzie 60 euro. No dobra, to już zdecydowanie lepiej niż pierwsza cena. Kupiłam bilety, poszłam do samochodu, trochę jeszcze postaliśmy na zewnątrz, a tu podchodzi do mnie pan z pierwszego okienka i mówi, że się pomylił i że może nam sprzedać te bilety za 65 euro. Podziękowałam mu i powiedziałam, że właśnie kupiłam za 60. Tak więc tutaj uważajcie, bo ceny ewidentnie z kosmosu i mam wrażenie, że nacinają na nie jak tylko mogą. Przeprawa promem, trwa ok 15 min. Z parkingu odbiera nas właściciel naszego lokum i jedziemy do naszego domku. Z portu jakieś 5-7 min. Miejscówka wręcz idealna! Ale o tym w następnym poście.

Jeszcze kilka słów o miejscu noclegowym w okolicach Stintino. Poza tym, że nawigacja źle nas pokierowała i w ciemnościach nie mogliśmy jej znaleźć to wszystko w najlepszym porządku. Bardzo fajne, przyjemnie urządzone pokoje. Super łazienka, czysto i pachnąco. Łóżko wygodne, komarów brak. Co najważniejsze, brak żadnych dodatkowych opłat typu pościel, ręczniki itd. Kilkaset metrów od BB znajduje się restauracja w której serwowali pyszną pizze i krewetki. Naprawdę smaczne jedzonko. Nie da się jej nie znaleźć, bo to jedyna restauracja po drodze do BB. Informacje praktyczne: Przelot Ryanairem do Alghero – 70 euro od os/tylko bagaż podręczny Wynajem samochodu na 7 dni – 180 euro z ubezpieczeniem, rezerwacja zrobiona w Sicily By Car Nocleg w Stintino – B&B Nonno Stacca– 50 euro za pokój dwuosobowy ze śniadaniem  Alghero –  B&B Nonno Stacca – 45 km Stintino – Costa Paradiso – 100 km Costa Paradiso – Palau – 52 km Przeprawa promem na La Maddalena – 60 euro za Opla Corse z 4 osobami

Costa Paradiso, Sardynia - relacja z podróży, Sardynia blog podróżniczy, Sardynia co zobaczyć, Sardynia najpiękniejsze plaże, Sardynia plan podróży, Stintino

Komentarze (62)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

do góry

ZDJĘCIA NA BLOGU SĄ MOJEGO AUTORSTWA I ZGODNIE Z PRAWEM AUTORSKIM , BEZ MOJEJ ZGODY NIE MOGĄ BYĆ NIGDZIE WYKORZYSTANE! JEŚLI CHCESZ UŻYĆ MOICH ZDJĘĆ SKONTAKTUJ SIĘ ZE MNĄ : addictedtopassion@gmail.com